|
Wywiad z Włodzimierzem Baturewiczem
Trud, który się opłaca - pracownicza wynalazczość
Dwadzieścia trzy lata pracy w jednym przedsiębiorstwie to kawał czasu. Można je znać na wylot, wszystkie, najdrobniejsze sprawy. A właśnie tyle minęło, wspomina podczas naszej rozmowy Włodzimierz Baturewicz, zastępca kierownika działu głównego technologa Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej. Wówczas, w sierpniu 1955 roku, tuż po ukończeniu technikum energetycznego, po raz pierwszy jako młodszy technik technolog obróbki skrawaniem zetknął się ze szczecińską komunikacją miejską.
I tak już pozostał. Inne to były czasy, inny tabor. Po ośmiu ówczesnyeh liniach tramwajowych
jeździło się wszelakiego rodzaju wozami. Typów było mnóstwo i Herbrandy jeszcze z 1905 roku, i Wismary z dwudziestego pierwszego, Bremeny z dwudziestego piątego. Najnowocześniejsze Niesky pamiętały czasy przedwojenne. Nic dziwnego, że przy utrzymaniu tych „staruszków na chodzie" było sporo roboty. Do modernizacji i remontów tak różnorodnego taboru trzeba było opracowywać dokumentacje, całe oprzyrządowania,.
Wymagało to nie lada pomysłowości. Oczywiście wówczas nikt tych udoskonaleń, nowych rozwiązań, nie nazywał wynalazczością, racjonalizacją. Nikt nie notował osiągnieć młodego technika.
Ale raz zaszczepiona pasja ciągłego usprawniania, modernizacji wszelakich detali, całych zespołów poruszająeyeh nasze tramwaje pozostała panu Baturewiczowi do dziś. A na brak okazji i możliwości stosowania różnych przeróbek wagonów tramwajowych nie może narzekać. Do nowoczesności szczecińskiemu taborowi jeszcze daleko, pole racjonalizatorskiego działania ma więc szerokie.
Z resztą nie on jeden. Bo w tym przedsiębiorstwie pracowniczy ruch wynalazczy kwitnie od samego początku, a zakładowy klub techniki i racjonalizacji należy do prężniejszych w województwie. A nie kto inny jak pan Włodzimierz jest niejako żywą historią jego rozwoju.
Ma na swym koncie ponad sześćdziesiąt wniosków racjonalizatorskich, w tym - dwadzieścia zespołowych. Oczywiście nie wszystkie zostały zastosowane, ale tych jest stosunkowo znikoma ilość. Po tylu latach nie ma w przedsiębiorstwie - na dobrą sprawę - żadnego zakamarka, urządzenia, tramwajowego detalu, do którego nie przyłożyłby swojej ręki. Dziś już nawet nie można zliczyć, trudno zapamiętać, wszystkie rozwiązania.
Ale pierwszego, zanotowanego wniosku racjonalizatorskiego się nie zapomina. Był to projekt głowicy do dogniatania panewek jarzmowyeh silnika trakcyjnego, znacz nie przedłużający ich żywotność, zgłoszony trzynaście lat temu. Metoda stosowana zresztą do umacniania osi do chwila obecnej i w tym przypadku niezawodna. Pierwszy zarejestrowany wniosek, pierwsze wymierne, konkretne efekty. Później posypały się następne, a rodziły się z aktualnych potrzeb przedsiębiorstwa.
Kiedy w roku 1968 oddano bazę autobusową i stację obsługi przy ul. Klonowica, powstał problem czym podnosić te tonowe ciężary podczas napraw i przeglądów. Zebrało się więc trzech doświadczonych pracowników, pomedytowali co zrobić, postudiowali fachową literaturę i powstało zupełnie nowe urządzenie — kanałowy podnośnik śrubowy z napędem elektrycznym.
Skonstruowany podnośnik przez wiele lat był tu nawet produkowany dla innych przedsiębiorstw transportowych. Bo istotnie rozwiązanie to, oparte na przekładni ślimakowej, napędzającej śrubę, było po prostu dobre. Urządzenie o udźwigu stedriftu ton może swobodnie na specjalnie skonstruowanym wózku poruszać się wzdłuż kanału, utrzymując na odpowiedniej wysokości cały samochód. Łatwo i wygodnie można go naprawiać, przeglądać, mając swobodny dostęp do wszystkich detali.
Ale nie było to jeszcze tak zwane życiowe rozwiązanie. Za swój największy dotychczasowy racjonalizatorski sukces W. Baturewicz uważa co innego, mianowicie opracowanie korekty wideł maźniczych wagonów typu N i jego pochodnych. Laikowi to może nic nie mówi. Ale pracownicy WPKM wiedzą jak ważne dla utrzymania właściwej jazdy tramwaju są tak zwane widły, utrzymujące osie, a właściwie cały układ jezdny, które, niestety, z biegiem czasu i jazdy często się odkształcają. Wagon utraca przypisaną mu symetrię i nie tylko że skacze, trzęsie, zarzuca, ale też częściej ulega zepsuciu. Oczywiście przed tym wnioskiem racjonalizatorskim również sprawdzano właściwości geometryczne układów jezdnych, bez tego nie można by było wypuszczać na trasy taboru. Ale takie przeglądy były, co tu mówić, i nie tak dokładne i pracochłonne.
Opracowany przyrząd pozwalający kontrolować odkształcenia okazał się niezawodny. Teraz szybko i dokładnie bada się każdy wagon tramwajowy i dzięki temu mogą one dłużej jeździć, bo nie dopuszcza się, by przy najmniejszym nawet odkształceniu wysłać wagon na trasę. Przebiegi wagonów między remontami bieżącymi wydłużyły się o pięć tysięcy kilometrów, co dało około miliona złotych oszczędności, nie uwzględniając energii elektrycznej, jaką traci się podczas jazdy niekompletnie sprawnych, z odkształconym układem jezdnym, wagonów. Ale to trudno sprawdzić i dokładnie wyliczyć, jednak i te kwoty z zaoszczędzonej energii dochodzą do kilkuset tysięcy.
Oczywiście nie wszystkie zgłaszane wnioski, mimo ich ogromnej przydatności, są wprowadzane, i to z różnych przyczyn. Na przykład opracowany zestaw kołowy z wkładkami elastycznymi, który wyciszyłby hałas, stukot i piszczenie tramwajów na łukach. Sprawa prosta, jest nawet urządząnie, na którym można by modernizować koła, wkładając pomiędzy tarczę kołową a obręcz kilkanaście wkładek gumowych. Brak tylko odpowiedniej jakości gumy, dobrze zwulkanizowanej, która nie rozwarstwiałaby się. Od trzech lat trwają pertraktacje ze szczecińskim „Chemikiem" na ten temat, ale jakoś nie wychodzi im technologia.
A przecież ten sposób można by rozpropagować w całym kraju, bo nie tylko Szczecin ma stare, tramwaje, te właśnie stukające i piszczące. Ale tak to już bywa. Racjonalizatorska pasja nie wystarcza by zawsze zmieniać na lepsze, udoskonalać i unowocześniać. Tu, w WPKM, nie ma przynajmniej takich problemów z prototypami nowych urządzeń. Można je zawsze zrobić w warsztacie, a jeśli zdadzą egzamin, to powielać. Jednak prawdziwego twórcę postępu nie jest w stanie nic przerazić. A właśnie do takich należy Włodzimierz Baturewicz. Teraz znów myśli o nowych rozwiązaniach, ciekawych i potrzebnych. Ale to jeszcze tajemnica, oby nie zapeszyć.
Opracowanie: "L. Racinowska", "Głos Szczeciński" 11 sierpnia 1978 rok
* * *
|
|